czwartek, 24 stycznia 2013

Gorce w śnieżnej otulinie na rozpoczęcie sezonu 2013.


Gdzieś przed Kiczorą, o zmroku, rozluźniony skiturowiec wita się z nami sunąc lekko po śniegu… no właśnie – „PO”. Patrzymy na niego z lekką zazdrością, tonąc w białym puchu co najmniej po kolana. Noc już nas dotyka swoją lodowatą dłonią, tuż za szczytem utoniemy w ciemnościach, rozjaśnionych jedynie przez śnieg i nasze czołówki. Niebo spowiły gęste chmury, zasłaniając gwiezdne latarenki. Czyżby kolejna nocna przygoda? W zimowych warunkach może być różnie… Jest to nasz pierwszy wypad A.D. 2013, czy będzie dobrą wróżbą na cały rok? Przekonamy się…




12 stycznia 2013 r.
W sobotni, mroźny już nie poranek (około 930), zbieramy się ośmioosobową ekipą w Krakowie i ruszamy Zakopianką na południe. Dosyć późno jak na zimowy wypad w góry, ale liczymy na dobrze przedeptany szlak i ciepłotę naszego wyposażenia. W skład ekipy oprócz nas wchodzą: Dorotka, Jola, Kasia, Monika, Marcin i Grzesiek. Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. Rozgadani i weseli docieramy za Nowy Targ, do Łopusznej, by za Zarębkiem Niżnym wystartować niebieskim szlakiem w kierunku Turbacza. Po małych problemach ze znalezieniem miejsca do zaparkowania samochodu, około południa rozpoczynamy naszą pieszą wędrówkę. Przy pierwszych podejściach śnieg na szlaku sięga ponad kostki i jest sypki, nie utrudniając marszu. Mijamy Zarębk Wyżni, a potem kolejne partie lasu i polan – Haneczków, Cyrlicę, Tomusiową, niedalekie Rejcówki i Las Pawlicowa. Niesamowite jak mapa Gorców upstrzona jest przeróżnymi, ciekawymi nazwami. Rzecz kapitalna! Każda polanka, zagajnik, fragment lasu, potok, czy najmniejszy grajdołek ma swoją nazwę, nierzadko wręcz komiczną. Są to przykłady toponimów, czyli lokalnych nazw poszczególnych terenów. Nazewnictwo w niektórych przypadkach sięga schyłku czasów średniowiecznych, kiedy to ruscy oraz wołoscy pasterze przybyli na te ziemie i „ochrzcili” swoimi określeniami wiele polan, przełęczy i pagórów. Tak popularne określenia, jak np. Magura, Groń, Przysłop czy Ustrzyk zawdzięczamy właśnie im. Sporo toponimów wywodzi się od nazwisk lub imion właścicieli ziemi. Jędrasowe Skole, Janeczków, Adamówka oraz Cerla Hanulowa to jedne z licznych przykładów tego typu nazw. Nie brakuje również określeń związanych z florą i fauną występującą w danym rejonie (głównie pierwotnie). Łatwo się domyślić co kiedyś (rzadziej obecnie) spotkać można było w Sarniej, Miśkówce, Kocurce, Świnkówce, Gawronowej, Żubrowisku, Bukowinie, czy Jaworzynie. Znajdziemy również nazwy pochodzące od użytkowania określonego obszaru (np. Wrąb Górny i Dolny, Spalone, Rąbaniska, Solnisko oraz Hucisko) oraz jego zabudowań (Szałasisko czy Willowe). Również gwara nie ominęła gorczańskich toponimów, a Baniocka czy Grajcarowa to jedne z wielu przykładów. Można zauważyć też nazwy topograficzne, np. Gorc Kamienicki oraz Głębieniec. Myślę, że etymologii Śmierdzącej, Sralówki, Zadka czy Wisielakówki nie będę już analizować ;-) (a tak naprawdę nazwa Sralówki pochodzi od dawnego gospodarza Bacy Sobka Srala). Nazwa „Gorce” wydaje się być jedną z najstarszych i prawdopodobnie najbardziej związana jest ze staropolskim określeniem „gorzeć”, czyli płonąć, żarzyć się, zapalać, rozgrzewać. No właśnie, tutaj takie gorące tematy, a my w śniegu po kolana torujemy drogę do wiaty. Gdy ładujemy się pod zadaszenie, idą w ruch termosy. Osiem osób w małej przestrzeni z parującymi kubkami gorącej herbaty tworzy ciepłą atmosferę (dosłownie i w przenośni), która sprzyja integracji. Rozgrzani od wewnątrz, przebijając się przez śnieg, który miejscami sięga do kolan, podchodzimy pod Bukowinę Waksmundzką (1105 m n.p.m.).


Gorącą herbatę x8 poproszę! Koniecznie z prądem.

Aż kusi, aby spuścić komuś śnieżny prysznic 
Kawałek dalej, na południowo-wschodnim horyzoncie pojawiają się Pieniny, a za nimi Tatry Wysokie, gdzie Lodowy i Masyw Gerlacha majestatycznie prezentują się w białej otulinie. Właśnie taka zima jest piękna. Puszysty, krystalicznie biały śnieg i drzewa o gałęziach równoległych do pnia od jego ciężaru, które wyglądają jak zimowi rycerze. Nozdrza wreszcie wciągają czyste, orzeźwiające powietrze… Smog Krakowski znika gdzieś daleko...

Tatry w białej, kłębiastej koronie

Może wydrążymy tunel

Na tle pienińskich skał drzewa uginają się pod ciężarem białego najeźdźcy


Taka chatka - marzenie... oby do spełnienia :-)



W miejscu, gdzie szlak żółty, zielony i niebieski biegną razem, bliżej Turbacza, droga jest już dobrze przedeptana i ubita, prawie jak odśnieżona. Mamy coraz więcej towarzystwa na szlaku (oczywiście idącego z przeciwnej strony), niestety również tego niechcianego. Chodzi tutaj o „panów” szarżujących na skuterach, nierzadko bezmyślnie i nieodpowiedzialnie. Dopada nas ich huk i spaliny. Jesteśmy wściekli. Niestety, partie szczytowe Turbacza pozostawiono poza obszarem Gorczańskiego Parku Narodowego. Trudno zrozumieć dlaczego…

Sympatyczne towarzystwo

Niesympatyczne towarzystwo
Gdy docieramy do Schroniska PTTK na Turbaczu, zanurzamy łyżki w gorącym żurku. Rozgrzewamy żołądki i spędzamy miłe chwile gawędząc przy wspólnym stole. Musimy podjąć decyzję o dalszych planach na ten dzień, a raczej wieczór, bo jest już po 1500. Jola musi o 2000 być w Krakowie, aby przeegzaminować studentów, dlatego część ekipy wraca z nią do Krakowa tą samą drogą, gdyż jest to najszybsza opcja. My wraz z Kasią, Dorotką i Grześkiem szykujemy czołówki, sprawdzamy poziom gorącej herbaty w termosach i decydujemy się na zrobienie pętli przez Kiczorę (1282 m n.p.m.), początkowo czerwonym, a potem czarnym szlakiem.

Na tarasie przed schroniskiem. Na horyzoncie ciemne chmury przykryły łańcuch Tatr

Pokryte śniegiem sople lodu wyglądały jak sznurki zdobiące schronisko 
Wyruszamy około 1600. Jest szarawo, lekko prószy i wieje. Przejście przez Długą Polanę w kierunki Kiczory daje nam w kość. Zapadamy się co najmniej po kolana. Mięśnie ud i ramiona trzymające kijki ostro pracują. Nie mogę rozgrzać palców u rąk. Jesteśmy na mocno odsłoniętym terenie i niska temperatura katuje moje dłonie (pomimo, że odziałam je w grube snowboardowe rękawice). Mijamy skiturowców. Trudno im nie zazdrościć lekkości poruszania się po tym terenie. Jeden z nich ostrzega nas przed zaspami po pas za szczytem. Na szczęście śnieg jest lekki, więc liczymy na pokonanie go bez większych problemów. Tuż za Kiczorą poimy się gorącą herbatą i uruchamiany czołówki. Jest ciemno. Musimy dokładnie przestudiować mapę, aby nie przegapić skrzyżowania z czarnym szlakiem, który ma nas poprowadzić do Zarębka Niżnego w Łopusznej, gdzie pozostawiliśmy samochód. Szkoda, że chmury przykryły gwiazdy oraz księżyc i jedynie biel śniegu trochę rozjaśnia krajobraz. Poruszamy się po terenie osłoniętym lasem, więc mróz tak nie dokucza. Liczymy mijane polany rozglądając się za szlakiem. Pierwsza, druga dłuższa i jest – widzimy czarny szlak. Idziemy po pojedynczych śladach, głównie w śniegu po pas lub nawet pachy. Momentami zapadamy się w zaspie-niespodziance. „186 cm po pas!” – krzyczę widząc jak Mateusz wpadł w jedną z nich. W pewnym momencie widzimy drogowskaz na Pucołowski Stawek i namalowany nad nim czarny szlak. Spoglądamy na mapę i widzimy, że powinniśmy minąć zabudowania po prawej ręce. Postanawiamy iść w tym kierunku. Trafiamy pomiędzy chatki i zapętlamy się w śladach, które co chwila ślepo się kończą. Widać, że ktoś szarżował na skuterze. Prawdopodobnie stoimy na zamarzniętym, pokrytym śniegiem stawie. Jesteśmy nieco zbici z pantałyku. Czyżbyśmy zabłądzili? Nie ma co na ślepo pchać się w las. Jeszcze gorzej jest stać. Brak ruchu skutkuje uczuciem zimna. Kolejna analiza mapy – skala 1: 60 000 może być myląca przy analizie małego terenu. Zapada decyzja, aby iść do góry i wrócić w miejsce, gdzie ostatnim razem widzieliśmy szlak. Przedeptujemy zaspy pod górę, Mateusz toruje drogę. Znajdujemy biało-czarne kreski, potem kolejne i już wiemy jak iść. Wchodzimy w las, ślady są całkiem nieźle widoczne. W zasadzie prosta ścieżka na dół. Jest około 1900. Humory nam dopisują. Prowadzimy szydercze dysputy, jest dużo śmiechu. Jedną z nich przerywa upadek Mateusza na lodzie ukrytym pod śniegiem. Na szczęście niegroźny. Jest kupa śmiechu. Potem przewracamy się już nawzajem. W gwarze rozmów i śmiechu docieramy do samochodu. Najbliższy cel to grzane piwko w karczmie :-).

Jeżeli ten wypad ma być wróżbą na cały rok, to na pewno nie zabraknie pięknych górskich krajobrazów, towarzystwa fajnych ludzi i gubienia szlaku ;-). Już nie mogę się doczekać!!!

* W tekście wykorzystano informacje zawarte na stronie GPN http://www.gorczanskipark.pl/


Zobacz trasę, jaką przebyliśmy w Gorcach

7 komentarzy:

  1. udanych wypadów w tym roku :) na tych skuterowców trzeba mocno uważac.. widzę, że się zbytnio pieszymi nie przejmują

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sqb. Mam nadzieję, że na kilka wyjazdów udamy się wspólnie! Masz rację, pieszymi się nie przejmują, co gorsza jeżdżą całymi bandami, po 5-6 maszyn, więc niebezpieczeństwo jest spore, nie wspominając już smrodu spalanej benzyny, który ciągnie się za nimi przez kilkaset metrów i ryku silników. Mogę ich zrozumieć, są amatorami mocnych wrażeń, ale niech takie obszary zostawią w spokoju!

      Usuń
  2. Co za bajkowe widoki! ...nasza polska Narnia....
    I piękny opis Basiuli. Chciałoby się tak wędrować z Wmi.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję, że pierwsze zdjęcie zgrywam. Posłuży mi na przyszłe święta jako kartka z życzeniami
    mamaMa

    OdpowiedzUsuń
  4. hejka!!!
    to było zdecydowanie dobre rozpoczęcie sezonu, koniecznie musimy powtórzyć wypad;)
    pozdrowienia
    dorota

    OdpowiedzUsuń
  5. To kiedy orbimy powtórkę?? póki jest śnieg!!!

    Pozdrowionka

    Grzesiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że niedługo :) w górach śniegu jeszcze przez pewien czas nie powinno zabraknąć... aczkolwiek trudno liczyć na taki świeży puszek...
      Pozdrowionka ;)

      Usuń

*Autorzy bloga zastrzegają sobie prawo do usuwania komentarzy, które w ich opinii uznane zostaną za wulgarne, obraźliwe i niezgodne z prawdą.