Początek 2014 r. był (i jest) dziwaczny, a wszystko za sprawą panującej za oknami w styczniu i lutym aury, która zimą była tylko z nazwy. Dodatnie temperatury (niekiedy nawet kilkunastostopniowe) zamiast siarczystego mrozu, padający deszcz zamiast białych płatków śniegu, pochmurne i ponure niże zamiast pogodnych i słonecznych wyżów sprawiły, że ten rok rozpoczął się wyjątkowo. Ostatnio, z różnych przyczyn (również tych pogodowych) mniej jeździmy w góry i dopiero w drugiej części lutego zaczęliśmy nasz górski rok. A zaczęliśmy go w Bieszczadach - górach dla nas szczególnych, pięknych i wyjątkowych, które powoli stają się dominującym pasmem górskim przez nas odwiedzanym i opisywanym na blogu. Wędrując po nich szukaliśmy szczęścia i zimy. Pierwsze znaleźliśmy, drugiego tylko cząstkę...