Deszczowa i chłodna aura za oknem ewidentnie próbuje nam
wmówić, że czas szykować się już do jesieni i zapomnieć o upalnym i pogodnym
lecie. Na przekór naturze wracamy wspomnieniami do słonecznych, lipcowych dni,
które mieliśmy przyjemność spędzić w Tatrach Wysokich, zarówno po słowackiej,
jak i polskiej stronie. Granica, która wydawałoby się, że współcześnie za
sprawą traktatu z Schengen jest jedynie formalną linią oddzielająca te dwa
kraje, w rzeczywistości stanowi magiczną barierę pomiędzy dwoma kompletnie
różnymi światami, zarówno przyrody jak i ludzi.
.
Tatry Wysokie słowackie "rozdziewiczone"
Przyszedł wreszcie czas, że w ramach odrabiania zaległości w
poznawaniu tatrzańskich krajobrazów, moja stopa po raz pierwszy stanęła na
obszarze Tatr Wysokich po słowackiej stronie. Oczywiście stopa mojej
współtowarzyszki życiowych i górskich wędrówek już niejednokrotnie stała na tym
obszarze, jednak nie na części trasy, którą mieliśmy zamiar dziś pokonać. Tak więc
wspólnie mogliśmy się cieszyć z eksplorowania nieodwiedzanych wcześniej
zakątków najwyższych na północ od Alp gór Europy. Wybór, jak zwykle dość
spontaniczny, padł na Dolinę Jaworową, jedną z większych dolin w Tatrach
Wysokich. Już przed godz. 8, dzięki krótkiej podwózce przez miłą parę
(wystarczyło jedno machnięcie ręką na drodze niedaleko od przejścia granicznego
na Łysej Polanie) meldujemy się u wylotu Doliny Jaworowej. I tu pierwsze
zaskoczenie – nikogo oprócz nas nie ma. W tym samym czasie, u początku
większości dolin po polskiej stronie Tatr, zaczyna się dziki pęd tłumów
turystów, choć jeszcze zbyt wcześnie na jego apogeum. Cieszymy się z faktu
samotnego obcowania z przyrodą. Podążamy zielonym szlakiem, wzdłuż Jaworowego
Potoku, i przez pierwsze dwie godziny marszu, głównie w lesie, na swojej drodze
spotkamy jedynie 6 osób! Gdy las się powoli kończy, naszym oczom ukazuje się
potężny Jaworowy Mur - wielka ściana skalna górująca nad Doliną Zadnią
Jaworową, do której zmierzamy. Robi wrażenie!
|
Górna część Doliny Jaworowej |
|
Wejście na własną odpowiedzialność |
|
Jaworowy Mur |
.
Na początku Doliny Zadniej Jaworowej, na przeciwnym brzegu
Jaworowego Potoku, witają nas dwie kozice, prawdopodobnie para, która niewiele
przejmuje się naszą obecnością. Ścieżka powoli zaczyna piąć się do góry,
wchodzimy w głąb doliny, po prawej stronie ciągle podziwiamy skalny mur,
którego kulminacją jest Jaworowy Szczyt
(2418 m n.p.m.) a z lewej nad doliną góruje potężny masyw jednego z
gigantów Tatr Wysokich - Lodowego Szczytu (2627 m n.p.m.). Dolina jest zupełnie
dla nas, jakie to dziwne nie musieć dzielić pięknych widoków z
kilkudziesięcioma osobami przed i tyle samo za sobą. W dolinie panuje kompletna
cisza, czasami tylko słychać lekkie podmuchy wiatru. Nagle sielskość chwili mąci głośny pisk,
który odbijając się od ścian doliny staje się jeszcze bardziej donośny. To
świstak oznajmia innym o zbliżających się intruzach. Piszczy dłuższą chwilę, a
gdy wpadam na pomysł nagrania go za pomocą komórki, nagle chowa się w norze. Słowackie
świstaki nie chcą być gwiazdami internetu :)
Ścieżka prowadzi nas na Lodową Przełęcz (Sedielko - 2376 m
n.p.m.), najwyżej położoną przełęcz w Tatrach, przez którą przechodzi znakowany
szlak. Meldujemy się na niej chwilę przed 13, ale tutaj już nie jesteśmy sami. Miejsce to jest liczniej odwiedzane, ze
względu na bliską odległość od schroniska Terycho Chata (1h 15 min). Grupka taterników
przygotowuje się do wyjścia na Lodowy Szczyt (trochę im zazdrościmy), kilku
innych turystów odpoczywa razem z nami. I tutaj ciekawostka: wg nazewnictwa
słowackiego przełęcz usytuowana jest pomiędzy Siroką vezą (na południe od niej)
a Malym Ladowym stitem (na północ). Gdy spojrzymy na polskie podpisy na mapie
dowiemy się, że Siroka veza to Mały Lodowy Szczyt, a Maly Ladowy stit to nic
innego jak Lodowa Kopa. Nie dogadaliśmy się z naszymi południowymi sąsiadami. Rozglądamy
się z mapą w ręku i rozpoznajemy otoczenie. Pomimo nisko zawieszonych chmur,
które obijają się o te najwyższe masywy, z łatwością dostrzegamy na zachodzie
najwyższego z najwyższych karpackich szczytów – Gerlacha (Gierlachovski stit
2655 m n.p.m.), osobliwą Wysoką (2547 m n.p.m.) oraz dwa czubki Rysów (2503 m
n.p.m.). W naszym najbliższym otoczeniu góruje Łomnica (2634 m n.p.m.) u której
stóp rozciąga się Dolina Pięciu Stawów Spiskich. Jest na kim/czym zawiesić oko!
|
Towarzyszki |
|
W Zadniej Dolinie Jaworowej piszczą świstaki |
|
Masyw Lodowego |
|
Jaworowe Szczyty |
|
Łomnica widziana z Lodowej Przełęczy |
|
Rozpoznajemy słowackie kolosy |
.
Z Lodowej Przełęczy schodzimy w dół do Lodowej Dolinki
(Dolinka pod Sedielkom), która jest jedną z odnóg Doliny Małej Zimnej Wody
(Studena Dolina). W zejściu pomagają nam łańcuchy, jest dość stromo, a skały
nieco wyślizgane, ale i tak w bardzo niewielkim stopniu w porównaniu do tych po
naszej stronie Tatr. W dnie dolinki znajduje się niewielki Lodowy Stawek (Modre
pleso). Warto w tym miejscu dodać, że największe i najgłębsze jeziora w Tatrach
znajdują się po polskiej stronie (Morskie Oko, Wielki Staw Polski) natomiast na
Słowacji są to na ogół niewielkie stawy, za wyjątkiem czwartego co do wielkości
Hińczowego Stawu. Ruch turystyczny w Lodowej Dolince jest już całkiem spory (jak na słowacką część Tatr),
większość turystów (a z nimi my) podąża w kierunku przełęczy Czerwona Ławka (Priecne
sedlo). Mimo ułatwień w postaci łańcuchów, które są jednymi z najdłuższych w
całych Tatrach, wejście na przełęcz jest sporym wyzwaniem. Wspinamy się, poziom
adrenaliny we krwi wyraźnie nam podskoczył – jest fajnie! Na przełęczy nie ma
wiele miejsca, turystów jest kilkunastu, dlatego odchodzimy trochę od przełęczy i
robimy sobie dłuższą przerwę, podziwiając kolejny wielki masyw – Sławkowski
Szczyt (2452 m n.p.m.), który góruje nad potężną Doliną Staroleśną (Velka
Studena Dolina).
Gdzieniegdzie
na przełęczy zauważyć można czerwony odcień skał, od których to zawdzięcza
swoją nazwę.
|
Schodzimy do Lodowej Dolinki |
|
Podejście na Czerwoną Ławkę |
|
Wspinamy się |
|
Na Czerwonej Ławce, z czerwonymi skałami |
|
Dolina Staroleśna, po lewej Sławkowski, po prawej w tyle Gerlach |
.
Po chwili spędzonej nieopodal Czerwonej Ławki, po łańcuchach
schodzimy w dół do Strzeleckiej Doliny. Prowadzi nas szlak koloru żółtego.
Poszarpaną ścianę Jaworowych Szczytów, którą jeszcze kilka godzin temu
podziwialiśmy z podejścia na Lodową Przełęcz, tym razem mijamy z drugiej
strony. Wydaje się być całkowicie inną, mniej spektakularną ze względu na ponad
200 m różnicy w wysokości, choć wciąż robi wrażenie. Dwoje śmiałków próbuje
swoich sił w wspinaczce na jeden ze szczytów, w dole ciągle słychać
pokrzykiwania ze ściany. Warunki atmosferyczne powoli zaczynają się pogarszać,
zaczyna lekko kropić deszcz, podążamy do schroniska Zbójnicka Chata. Tuż przed
nim na naszej ścieżce pojawia się stado kozic, a z jedna z nich pasie się
spokojnie, niemal nie zwraca na nas uwagi. Z bardzo bliska możemy zaobserwować
piękno tych zwierząt. Migawka w aparacie pracuje na pełnych obrotach, a modelka
wydaje się być przyzwyczajona do
pozowania. Nieco dalej pasie się jej rodzina, tego lata dosyć liczna, z wieloma
młodymi. Pomimo, że wiosna w górach zaczęła się w tym roku bardzo późno, jest
on dobry dla populacji kozic. Od kilku lat, ten chroniony gatunek jest coraz
liczniejszy, a pracownicy parku narodowego doliczyli się w 2012 r. 1096 kozic, z
czego 810 (w tym 134 młode) przebywało po stronie słowackiej, a 286 (w tym 43
młode) po stronie polskiej. Warto wspomnieć, że gatunek kozic tatrzańskich był
na skraju wymarcia spowodowanego kłusownictwem i nadmiernym wypasem owiec i
bydła w XIX i na początku XX w. Po II wojnie światowej na terenie polskich Tatr
zaobserwowany tylko 26 osobników. Regulacje prawne i zakaz wypasu przyczyniły
się do gwałtownego wzrostu liczebności do rekordowego poziomu 1100 sztuk w
latach 60. XX w. Jednak w latach 90. nastąpił drastyczny spadek populacji do
ok. 220 osobników. Na szczęście, od początków XXI w. populacja kozic się
odradza i obecnie zbliża się do najwyższego poziomu z lat 60. Oby ta tendencja
się utrzymała i oby jak najczęściej mogliśmy oglądać te stworzenia w ich
naturalnym środowisku.
.
Na pierwszy rzut oka Zbójnicka Chata nie zrobiła na nas
większego wrażenia, ot proste zwyczajne schronisko. To co zasługuje na
szczególne podkreślenie, to jego umiejscowienie w górnej części Doliny
Staroleśnej, z trzech stron otoczonej plejadą tatrzańskich turni i wierzchołków,
z Bradavicą, Vychodną Vysoką i Sławkowskim Szczytem na czele. Jest ich tak
wiele, że trudno je wszystkie tutaj wymienić. W środku jest cicho i aż dziwnie
pusto, jak na środek wakacji. W schroniskach po polskiej stronie pewnie nie da
się teraz wcisnąć nawet szpilki. Gdy odbieramy rezerwację okazuje się, że
nocleg wraz z jednym z posiłków, kolacją lub śniadaniem, jest tańszy o 3 euro
od noclegu bez posiłku! Wspólnie z spotkanymi w schronisku Polakami, którzy nas
o tym poinformowali, długo zastanawiamy się nad sensem takiej sytuacji, jednak
nie dochodzimy do satysfakcjonujących wniosków. Ale nie ma co się zastanawiać,
przecież jest nam to na rękę. Wieczorem przed zachodem słońca rozpogadza się,
wspomniane turnie oświetlone ciepłym światłem pokazują swoje najpiękniejsze
oblicze, a my jesteśmy pośrodku nieprawdopodobnego spektaklu, który odgrywa się
wokół nas. Chwilo trwaj jak najdłużej!!!
|
Zbójnicka Chata |
|
Makieta otoczenia schroniska |
|
Żółty Szczyt i dalej Pośrednia Grań |
|
Sławkowski się mieni |
|
Harnaski Staw |
.
Dzień olbrzymów
i olbrzymich kontrastów
Noc, w wypełnionym tylko do połowy sypialnym poddaszu, minęła
szybko. Ranek przywitał nas piękną pogodą, nie mogąc doczekać się wspaniałych
widoków szybko zebraliśmy się do wyjścia. Szlakiem niebieskim, u stóp Bradavicy
(2476 m n.p.m.) i w dnie Kotliny pod Prielomom, udajemy się na niewielką
przełęcz Rohatkę (Prielom). Za pomocą łańcuchów szybko zdobywamy wysokość i po
1,5 h od wyjścia ze schroniska, stawiamy nogi na Rohatce, która tak naprawdę
jest małą szczerbinką w głównej grani Tatr. Oprócz dwójki poznanych wieczorem
Polaków, nie ma nikogo, cicho sza. Po drugiej stronie przełęczy swoje wdzięki
prezentują tatrzańskie giganty: Gerlach, Wysoka, oraz Rysy, a w dole, w kotle
polodowcowym lśni tafla Zmarzłego Stawu. Schodzimy po stromych ścianach po
klamrach i łańcuchach w dół, a gdy docieramy do połączenia niebieskiego i
zielonego szlaku, udajemy się tym drugim w kierunku kolejnej przełęczy – Polsky
hreben (Polski Grzebień). Po 15 min. z Polskiego Grzebienia po raz pierwszy w
pełni możemy oglądać w całości wielgachny masyw Gerlacha. Jest O-GRO-MNY! i
piękny. Nam jednak nie jest dane (na
razie) udać się na jego szczyt, a naszym celem jest Vychodna Wysoka (Mała
Wysoka - 2429 m. n.p.m.), na której wierzchołek prowadzi żółty szlak. Gdy
docieramy na szczyt, to co widzimy wokół wprawia nas w osłupienie, ściska
gardło, porusza. Bez wątpienia jest to najpiękniejszy tatrzański widok jaki
miałem okazję zobaczyć do tej pory. Panorama na trzy wielkie doliny: Białej Wody, Wielicką i
Staroleśną oraz otaczające je granie, wśród których dostrzec można największe
tatrzańskie kolosy, jest nieprawdopodobna. Bradavica, Sławkowski, Jaworowy,
Lodowy, Łomnica na wschodzie, Gerlach, Wysoka, Rysy na zachodzie. W takim
towarzystwie czuć potęgę Tatr po słowackiej stronie. W naszej niewielkiej
części Tatr (ok. 1/4 całkowitej powierzchni) nie doświadczymy spotkania z aż
tak dużymi przedstawicielami górskimi. Z resztą co ja będę się rozpisywał…
|
Widok z Rohatki na wschód |
|
Na Rohatce jest wąsko |
|
Wysoka (po lewej), Rysy i Niżne Rysy |
|
Szlakowskaz na Polskim Grzebieniu, w tle Gerlach |
|
Na Małej Wysokiej są fajne tablice z podpisanymi szczytami |
|
W tle Łomnica |
|
Dolina Staroleśna, na I planie Jaworowe Szczyty, Dalej Lodowy, a na końcu Łomnica |
|
Masyw Gerlacha, Wysoka i Rysy po prawej |
|
Lodowy Szczyt |
.
Po osiągnięciu najwyższej wysokości na wyjeździe i zrobieniu
chyba 50 zdjęć, gdy na szlaku widać coraz więcej turystów, schodzimy w dół w kierunku Polskiego Grzebienia. Dużo
turystów ciągnie na Małą Wysoką ze Śląskiego Domu w Dolinie Wielickiej. My
kierujemy się w przeciwną stronę, niebieskim szlakiem do Litworowej Doliny.
Mijając Zmarzły Staw, postanawiam sprawdzić wiarygodność badań Eugeniusza
Romera, które dokonał na początku XX w. Wg niego, temperatura wody w tym stawie
nie przekracza 2 st. C. I chyba miał rację, bo na jej powierzchni pływa kra
lodowa, a moje dłonie szybko cierpną od jej zimna. Idziemy dalej, szybko
tracimy wysokość, gdy kończymy marsz Litworową Doliną wchodzimy do Doliny
Białej Wody - największej słowackiej doliny. To tutaj, w okresie zlodowacenia,
występował również największy tatrzański lodowiec (ok. 16 km długości). Długo
dreptamy dnem doliny, wzdłuż potoku Biała Woda, później Białki. Droga dłuży się
niemiłosiernie, jest płasko, powoli czujemy się znużeni. Często wypatrujemy
końca. Rozmyślamy nad miejscem noclegu, mamy kilka opcji – kwatery na Palenicy
Białczańskiej, schronisko Stara Roztoka lub, bardziej odległe schronisko w
Dolinie Pięciu Stawów. Od zejścia z Polskiego Grzebienia aż do końca Doliny
Białej Wody, minęliśmy się z kilkunastoma turystami, przez niemal całe 5,5 h
marszu! A przecież to tak blisko granicy! Ale gdy dochodzimy do zwężenia doliny
i dostrzegamy po drugiej stronie dzikie tłumy podążające asfaltem z Morskiego
Oka, i te nieszczęsne bryczki, odechciewa nam się wędrówki na polską stronę. Tu
było tak cicho, tak spokojnie… Siły wracają nam po zamoczeniu stóp w zimnej
Białce i w mgnieniu oka znajdujemy się na drodze do Moka. Przedzieramy się
przez nawałnice turystów i bryczek, a do góry idziemy niemal sami! A jest
dopiero przed 17. Wszyscy schodzą. Wzbudzamy zainteresowanie. W słoneczne
wakacyjne dni tą drogą potrafi przejść nawet kilkadziesiąt tysięcy turystów
dziennie, a w skali roku tą trasę pokonuje ok. 30% z prawie 3 mln wszystkich
turystów, którzy wchodzą na obszar TPNu!!! Skala presji na przyrodę w tej
części Tatr jest niewyobrażalna. A przecież jest w czym wybierać, po polskiej
stronie jest 275 km znakowanych szlaków, a po słowackiej aż 651. Nie wiem ilu
turystów rocznie odwiedza Tatry u naszych południowych sąsiadów, ale można
przypuszczać na podstawie dnia wcześniejszego, że jest ich zdecydowanie mniej
niż u nas. No cóż, my Polacy kochamy góry, a że mamy ich mało…
W szybkim tempie pokonujemy asfalt i na szczęście szybko
skręcamy do Doliny Roztoki w kierunku „Piątki”. Zmęczenie powoli nas dopada,
jesteśmy 10 h w marszu ze sporym przewyższeniem i jeszcze czeka nas 2 h.
Włączamy autopilota, nogi nas same niosą. Pod Siklawą zatrzymujemy się na
chwilę. Ostatni odcinek do schroniska pokonujemy resztkami sił, ale udaje się, po
19 wchodzimy do schroniska. A tam jak w ulu. Trudno się przecisnąć, wejść
gdziekolwiek. Prosimy o glebę, na szczęście jeszcze się znajdzie. Po odczekaniu
prawie 45 min w kolejce pod prysznic i zjedzeniu „kolacji”, padamy ze zmęczenia
i lądujemy na karimatach gdzieś pod ławą w jadalni, a z nami, żeby nie
przesadzić, jakieś 50-60 osób. Wielu nie wytrzymuje duchoty i smrodu w jadalni
i decyduje się na nocleg na murku przed wejściem do schroniska. Nam już nic nie
jest w stanie przeszkodzić, szybko zasypiamy i śpimy twardo.
|
Widok na Rohatkę |
|
Zmarzły Staw |
|
Otoczenie kotła Zmarzłego Stawu |
|
Dolina Białej Wody |
|
Początek (dla nas koniec) Doliny Białej Wody |
|
Wieczór już w Polsce, w Dolinie Pięciu Stawów |
.
W polskich
Tatrach jest inaczej
Rano udało nam się szybko zebrać i wyjść z noclegowni cało :)
Jest kolejny piękny dzień. Chcemy sprawnie wejść na Zawrat, a później na Świnicę,
żeby nie musieć zbytnio czekać w kolejkach na szlaku, które są tatrzańską zmorą.
Idziemy niebieskim szlakiem przez Dolinę 5 Stawów Polskich, mijamy kolejno Przedni,
Mały, Wielki, Czarny Staw, a gdy szlak odbija nieco w prawo, na grzbiet Dolinki
Pod Kołem, mijamy ostatni Zadni Staw Polski. Po prawej góruje Mały Kozi Wierch
(2228 m n.p.m.) a po lewej Świnica (2301 m n.p.m.). Mając w pamięci wczorajsze
słowackie kolosy, nasze masywy wydają się niepozorne, co jest jednak wrażeniem
złudnym. Na Zawracie (2158 m n.p.m.) spotykamy sporą grupkę osób udającą się na
Orlą Perć, my jednak odbijamy w przeciwnym kierunku i podążając za czerwoną
farbą kierujemy się na Świnicę. Łańcuchy bardzo pomagają we „wspinaczce”,
miejscami jest dość ciężko i przerażająco, a adrenalina mocno buzuje we krwi. Z
tego miejsca pięknie prezentują się Dolina 5 Stawów i Tatry Wysokie, ale są
nieco przytłumione przez mocne promienie słońca. Po niecałej godzinie stajemy
na wierzchołku Świnicy, jeszcze jest w miarę pusto, szczyt dzielimy między 6
osób. Wreszcie stanąłem na tym jednym z najsłynniejszych tatrzańskich szczytów!
|
Poranne podejście na Zawrat |
|
Zawrat |
|
Panorama z Zawratu na południe i południowy-wschód |
|
Tatry Zachodnie ze Świnicy |
.
Gdy zaczyna robić się tłoczno, schodzimy ze szczytu. Szybko
dochodzimy do Świnickiej Przełęczy, by dalej skręcić na ścieżkę czarnego szlaku
do Doliny Gąsienicowej. Jeszcze nie ma zbyt wielu turystów na szlakach, możemy
podziwiać piękno doliny, jej skalnego otoczenia i licznych stawów. Wraz ze
zbliżaniem się do okolic schroniska Murowaniec, liczba turystów gwałtownie
rośnie, a na trasie pomiędzy schroniskiem a Przełęczą Między Kopami, jest już
bardzo tłoczno, istne tabuny turystów lgną do Doliny Gąsienicowej. Chcemy
szybko wydostać się z zaistniałej sytuacji. Na Przełęczy między Kopami i
później, podczas zejścia do Doliny Jaworzynka, serca nas bolą na widok tego co
się dzieje i co już stało się na szlaku. Zamiast wąskiej ścieżki mamy
rozdeptaną drogę szeroką na kilkanaście metrów, śmieci walające się pod nogami
i wrzeszczących turystów odpoczywających na zabezpieczeniach, które miały
służyć jako zabezpieczenie przed rozdeptywaniem ścieżki. Głupota ludzka nie zna
granic, jest nam smutno na widok tego wszystkiego, żal patrzeć.
|
Otoczenie Doliny Gąsienicowej |
|
Polskie autostrady w górach... |
|
:( |
|
Niedługo zieleni już tutaj nie będzie :( |
.
Ok. 13 meldujemy się w Kuźnicach gdzie kilka minut poświęcamy
na wywiad z ankieterem, który zadaje szereg pytań dotyczących naszej trasy i
motywacji w podejmowaniu górskich wędrówek w ramach badania ruchu turystycznego.
Ma ono być podstawą do rozwiązania problemów przez władze TPNu związanych z
turystyką tatrzańską i ochroną przyrody. Mamy nadzieję, że konkretne działania
zostaną podjęte jak najszybciej. Tatry tego potrzebują!
Szybka podwózka busem i już siedzimy w autobusie do Krakowa.
Jak zwykle pobyt w górach minął jak z bicza trzasnął, a ten skończył się zbyt
szybko. Dał jednak pozytywną energię na kilka kolejnych dni i masę przemyśleń
dotyczących turystyki po obu stronach Tatr. Odwiedziliśmy dwa, kompletnie różne
górskie światy. Nie oceniamy, który był lepszy a który gorszy, bo tak ocenić się
nie da. Oby jak najszybciej było nam dane tam wrócić…
Zobacz wystawę zdjęć z Tatr Wysokich
Zobacz trasę z Tatr Wysokich
Co do autostrad w górach, to podejście na Hoverlę z Zaroślaka to jest dopiero autostrada, 50 jak nic;)
OdpowiedzUsuńJeśli chce się uświadczyć w sezonie odrobiny więcej spokoju, to chyba jedyną opcją jest wybranie się w Tatry do naszych sąsiadów, a już szczególnie na mniej popularne trasy :) Idąc w tym roku z Łysej Polany na Małą Wysoką, niemal przez całą Dolinę Białej Wody szliśmy wyłącznie w swoim towarzystwie, więcej turystów pojawiło się dopiero na Polskim Grzebieniu, ale to też nie jakieś ogromne tłumy :) Muszę się też zgodzić, że schodząc tą doliną pod koniec baaardzo się dłuży (choć tereny takie piękne!). Urzekły mnie podwieczorne zdjęcia, zwłaszcza cudownie oświetlony Żółty Szczyt i Pośrednia Grań - coś wspaniałego! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia! Fantastycznie opisane górskie światy. Miło czyta się tak fajne teksty dotyczące Tatr, i tych po naszej i tych po słowackiej stronie. W pełni rozumiemy niechęć do bryczek po polskiej stronie... :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie i do zobaczenia na szlaku!
Wasze zdjęcia genialnie oddają nastrój, zazdroszczę tych pustek na szlakach.
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że Tatry polskie i słowackie to dwa zupełnie różne światy. Po stronie słowackiej pustki na ulicach i na szlakach, a po stronie polskiej zakorkowane ulice i szlaki pełne niedzielnych turystów w adidasach. Dlatego nigdy nie wszedłem na Giewont ani nie jechałem kolejką na Kasprowy Wierch, bo przerażało mnie wielogodzinne czekanie zamiast wchodzenia w górę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Pozdrowienie od Polaka spotkanego w Zbójnickiej Chacie :)
OdpowiedzUsuńHehe, pozdrowionka Kuba!!! Jak się Wam dalej wędrowało? Długo byłeś jeszcze na tułaczce? Jakbyś gdzieś skrobnął jakąś relację to koniecznie daj znać;)
OdpowiedzUsuńWystarczyłaby mi jakaś mała chatka i mogę się tam zaszyć.
OdpowiedzUsuń