piątek, 20 września 2013

Dwa tatrzańskie światy

Deszczowa i chłodna aura za oknem ewidentnie próbuje nam wmówić, że czas szykować się już do jesieni i zapomnieć o upalnym i pogodnym lecie. Na przekór naturze wracamy wspomnieniami do słonecznych, lipcowych dni, które mieliśmy przyjemność spędzić w Tatrach Wysokich, zarówno po słowackiej, jak i polskiej stronie. Granica, która wydawałoby się, że współcześnie za sprawą traktatu z Schengen jest jedynie formalną linią oddzielająca te dwa kraje, w rzeczywistości stanowi magiczną barierę pomiędzy dwoma kompletnie różnymi światami, zarówno przyrody jak i ludzi.





.
Tatry Wysokie słowackie "rozdziewiczone"

Przyszedł wreszcie czas, że w ramach odrabiania zaległości w poznawaniu tatrzańskich krajobrazów, moja stopa po raz pierwszy stanęła na obszarze Tatr Wysokich po słowackiej stronie. Oczywiście stopa mojej współtowarzyszki życiowych i górskich wędrówek już niejednokrotnie stała na tym obszarze, jednak nie na części trasy, którą mieliśmy zamiar dziś pokonać. Tak więc wspólnie mogliśmy się cieszyć z eksplorowania nieodwiedzanych wcześniej zakątków najwyższych na północ od Alp gór Europy. Wybór, jak zwykle dość spontaniczny, padł na Dolinę Jaworową, jedną z większych dolin w Tatrach Wysokich. Już przed godz. 8, dzięki krótkiej podwózce przez miłą parę (wystarczyło jedno machnięcie ręką na drodze niedaleko od przejścia granicznego na Łysej Polanie) meldujemy się u wylotu Doliny Jaworowej. I tu pierwsze zaskoczenie – nikogo oprócz nas nie ma. W tym samym czasie, u początku większości dolin po polskiej stronie Tatr, zaczyna się dziki pęd tłumów turystów, choć jeszcze zbyt wcześnie na jego apogeum. Cieszymy się z faktu samotnego obcowania z przyrodą. Podążamy zielonym szlakiem, wzdłuż Jaworowego Potoku, i przez pierwsze dwie godziny marszu, głównie w lesie, na swojej drodze spotkamy jedynie 6 osób! Gdy las się powoli kończy, naszym oczom ukazuje się potężny Jaworowy Mur - wielka ściana skalna górująca nad Doliną Zadnią Jaworową, do której zmierzamy. Robi wrażenie!


Górna część Doliny Jaworowej

Wejście na własną odpowiedzialność
Jaworowy Mur



.
Na początku Doliny Zadniej Jaworowej, na przeciwnym brzegu Jaworowego Potoku, witają nas dwie kozice, prawdopodobnie para, która niewiele przejmuje się naszą obecnością. Ścieżka powoli zaczyna piąć się do góry, wchodzimy w głąb doliny, po prawej stronie ciągle podziwiamy skalny mur, którego kulminacją jest Jaworowy Szczyt  (2418 m n.p.m.) a z lewej nad doliną góruje potężny masyw jednego z gigantów Tatr Wysokich - Lodowego Szczytu (2627 m n.p.m.). Dolina jest zupełnie dla nas, jakie to dziwne nie musieć dzielić pięknych widoków z kilkudziesięcioma osobami przed i tyle samo za sobą. W dolinie panuje kompletna cisza, czasami tylko słychać lekkie podmuchy wiatru.  Nagle sielskość chwili mąci głośny pisk, który odbijając się od ścian doliny staje się jeszcze bardziej donośny. To świstak oznajmia innym o zbliżających się intruzach. Piszczy dłuższą chwilę, a gdy wpadam na pomysł nagrania go za pomocą komórki, nagle chowa się w norze. Słowackie świstaki nie chcą być gwiazdami internetu :)
Ścieżka prowadzi nas na Lodową Przełęcz (Sedielko - 2376 m n.p.m.), najwyżej położoną przełęcz w Tatrach, przez którą przechodzi znakowany szlak. Meldujemy się na niej chwilę przed 13, ale tutaj już nie jesteśmy sami.  Miejsce to jest liczniej odwiedzane, ze względu na bliską odległość od schroniska Terycho Chata (1h 15 min). Grupka taterników przygotowuje się do wyjścia na Lodowy Szczyt (trochę im zazdrościmy), kilku innych turystów odpoczywa razem z nami. I tutaj ciekawostka: wg nazewnictwa słowackiego przełęcz usytuowana jest pomiędzy Siroką vezą (na południe od niej) a Malym Ladowym stitem (na północ). Gdy spojrzymy na polskie podpisy na mapie dowiemy się, że Siroka veza to Mały Lodowy Szczyt, a Maly Ladowy stit to nic innego jak Lodowa Kopa. Nie dogadaliśmy się z naszymi południowymi sąsiadami. Rozglądamy się z mapą w ręku i rozpoznajemy otoczenie. Pomimo nisko zawieszonych chmur, które obijają się o te najwyższe masywy, z łatwością dostrzegamy na zachodzie najwyższego z najwyższych karpackich szczytów – Gerlacha (Gierlachovski stit 2655 m n.p.m.), osobliwą Wysoką (2547 m n.p.m.) oraz dwa czubki Rysów (2503 m n.p.m.). W naszym najbliższym otoczeniu góruje Łomnica (2634 m n.p.m.) u której stóp rozciąga się Dolina Pięciu Stawów Spiskich. Jest na kim/czym zawiesić oko!

Towarzyszki

W Zadniej Dolinie Jaworowej piszczą świstaki

Masyw Lodowego 

Jaworowe Szczyty

Łomnica widziana z Lodowej Przełęczy

Rozpoznajemy słowackie kolosy



.
Z Lodowej Przełęczy schodzimy w dół do Lodowej Dolinki (Dolinka pod Sedielkom), która jest jedną z odnóg Doliny Małej Zimnej Wody (Studena Dolina). W zejściu pomagają nam łańcuchy, jest dość stromo, a skały nieco wyślizgane, ale i tak w bardzo niewielkim stopniu w porównaniu do tych po naszej stronie Tatr. W dnie dolinki znajduje się niewielki Lodowy Stawek (Modre pleso). Warto w tym miejscu dodać, że największe i najgłębsze jeziora w Tatrach znajdują się po polskiej stronie (Morskie Oko, Wielki Staw Polski) natomiast na Słowacji są to na ogół niewielkie stawy, za wyjątkiem czwartego co do wielkości Hińczowego Stawu. Ruch turystyczny w Lodowej Dolince jest już całkiem spory (jak na słowacką część Tatr), większość turystów (a z nimi my) podąża w kierunku przełęczy Czerwona Ławka (Priecne sedlo). Mimo ułatwień w postaci łańcuchów, które są jednymi z najdłuższych w całych Tatrach, wejście na przełęcz jest sporym wyzwaniem. Wspinamy się, poziom adrenaliny we krwi wyraźnie nam podskoczył – jest fajnie! Na przełęczy nie ma wiele miejsca, turystów jest kilkunastu, dlatego odchodzimy trochę od przełęczy i robimy sobie dłuższą przerwę, podziwiając kolejny wielki masyw – Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.), który góruje nad potężną Doliną Staroleśną (Velka Studena Dolina).  Gdzieniegdzie na przełęczy zauważyć można czerwony odcień skał, od których to zawdzięcza swoją nazwę.

Schodzimy do Lodowej Dolinki
Podejście na Czerwoną Ławkę
Wspinamy się

Na Czerwonej Ławce, z czerwonymi skałami
Dolina Staroleśna, po lewej Sławkowski, po prawej w tyle Gerlach



.
Po chwili spędzonej nieopodal Czerwonej Ławki, po łańcuchach schodzimy w dół do Strzeleckiej Doliny. Prowadzi nas szlak koloru żółtego. Poszarpaną ścianę Jaworowych Szczytów, którą jeszcze kilka godzin temu podziwialiśmy z podejścia na Lodową Przełęcz, tym razem mijamy z drugiej strony. Wydaje się być całkowicie inną, mniej spektakularną ze względu na ponad 200 m różnicy w wysokości, choć wciąż robi wrażenie. Dwoje śmiałków próbuje swoich sił w wspinaczce na jeden ze szczytów, w dole ciągle słychać pokrzykiwania ze ściany. Warunki atmosferyczne powoli zaczynają się pogarszać, zaczyna lekko kropić deszcz, podążamy do schroniska Zbójnicka Chata. Tuż przed nim na naszej ścieżce pojawia się stado kozic, a z jedna z nich pasie się spokojnie, niemal nie zwraca na nas uwagi. Z bardzo bliska możemy zaobserwować piękno tych zwierząt. Migawka w aparacie pracuje na pełnych obrotach, a modelka wydaje się być  przyzwyczajona do pozowania. Nieco dalej pasie się jej rodzina, tego lata dosyć liczna, z wieloma młodymi. Pomimo, że wiosna w górach zaczęła się w tym roku bardzo późno, jest on dobry dla populacji kozic. Od kilku lat, ten chroniony gatunek jest coraz liczniejszy, a pracownicy parku narodowego doliczyli się w 2012 r. 1096 kozic, z czego 810 (w tym 134 młode) przebywało po stronie słowackiej, a 286 (w tym 43 młode) po stronie polskiej. Warto wspomnieć, że gatunek kozic tatrzańskich był na skraju wymarcia spowodowanego kłusownictwem i nadmiernym wypasem owiec i bydła w XIX i na początku XX w. Po II wojnie światowej na terenie polskich Tatr zaobserwowany tylko 26 osobników. Regulacje prawne i zakaz wypasu przyczyniły się do gwałtownego wzrostu liczebności do rekordowego poziomu 1100 sztuk w latach 60. XX w. Jednak w latach 90. nastąpił drastyczny spadek populacji do ok. 220 osobników. Na szczęście, od początków XXI w. populacja kozic się odradza i obecnie zbliża się do najwyższego poziomu z lat 60. Oby ta tendencja się utrzymała i oby jak najczęściej mogliśmy oglądać te stworzenia w ich naturalnym środowisku.







.
Na pierwszy rzut oka Zbójnicka Chata nie zrobiła na nas większego wrażenia, ot proste zwyczajne schronisko. To co zasługuje na szczególne podkreślenie, to jego umiejscowienie w górnej części Doliny Staroleśnej, z trzech stron otoczonej plejadą tatrzańskich turni i wierzchołków, z Bradavicą, Vychodną Vysoką i Sławkowskim Szczytem na czele. Jest ich tak wiele, że trudno je wszystkie tutaj wymienić. W środku jest cicho i aż dziwnie pusto, jak na środek wakacji. W schroniskach po polskiej stronie pewnie nie da się teraz wcisnąć nawet szpilki. Gdy odbieramy rezerwację okazuje się, że nocleg wraz z jednym z posiłków, kolacją lub śniadaniem, jest tańszy o 3 euro od noclegu bez posiłku! Wspólnie z spotkanymi w schronisku Polakami, którzy nas o tym poinformowali, długo zastanawiamy się nad sensem takiej sytuacji, jednak nie dochodzimy do satysfakcjonujących wniosków. Ale nie ma co się zastanawiać, przecież jest nam to na rękę. Wieczorem przed zachodem słońca rozpogadza się, wspomniane turnie oświetlone ciepłym światłem pokazują swoje najpiękniejsze oblicze, a my jesteśmy pośrodku nieprawdopodobnego spektaklu, który odgrywa się wokół nas. Chwilo trwaj jak najdłużej!!!

Zbójnicka Chata

Makieta otoczenia schroniska


Żółty Szczyt i dalej Pośrednia Grań

Sławkowski się mieni

Harnaski Staw




.
Dzień olbrzymów i olbrzymich kontrastów

Noc, w wypełnionym tylko do połowy sypialnym poddaszu, minęła szybko. Ranek przywitał nas piękną pogodą, nie mogąc doczekać się wspaniałych widoków szybko zebraliśmy się do wyjścia. Szlakiem niebieskim, u stóp Bradavicy (2476 m n.p.m.) i w dnie Kotliny pod Prielomom, udajemy się na niewielką przełęcz Rohatkę (Prielom). Za pomocą łańcuchów szybko zdobywamy wysokość i po 1,5 h od wyjścia ze schroniska, stawiamy nogi na Rohatce, która tak naprawdę jest małą szczerbinką w głównej grani Tatr. Oprócz dwójki poznanych wieczorem Polaków, nie ma nikogo, cicho sza. Po drugiej stronie przełęczy swoje wdzięki prezentują tatrzańskie giganty: Gerlach, Wysoka, oraz Rysy, a w dole, w kotle polodowcowym lśni tafla Zmarzłego Stawu. Schodzimy po stromych ścianach po klamrach i łańcuchach w dół, a gdy docieramy do połączenia niebieskiego i zielonego szlaku, udajemy się tym drugim w kierunku kolejnej przełęczy – Polsky hreben (Polski Grzebień). Po 15 min. z Polskiego Grzebienia po raz pierwszy w pełni możemy oglądać w całości wielgachny masyw Gerlacha. Jest O-GRO-MNY! i piękny. Nam jednak nie jest dane  (na razie) udać się na jego szczyt, a naszym celem jest Vychodna Wysoka (Mała Wysoka - 2429 m. n.p.m.), na której wierzchołek prowadzi żółty szlak. Gdy docieramy na szczyt, to co widzimy wokół wprawia nas w osłupienie, ściska gardło, porusza. Bez wątpienia jest to najpiękniejszy tatrzański widok jaki miałem okazję zobaczyć do tej pory. Panorama na trzy wielkie doliny: Białej Wody, Wielicką i Staroleśną oraz otaczające je granie, wśród których dostrzec można największe tatrzańskie kolosy, jest nieprawdopodobna. Bradavica, Sławkowski, Jaworowy, Lodowy, Łomnica na wschodzie, Gerlach, Wysoka, Rysy na zachodzie. W takim towarzystwie czuć potęgę Tatr po słowackiej stronie. W naszej niewielkiej części Tatr (ok. 1/4 całkowitej powierzchni) nie doświadczymy spotkania z aż tak dużymi przedstawicielami górskimi. Z resztą co ja będę się rozpisywał…


Widok z Rohatki na wschód

Na Rohatce jest wąsko


Wysoka (po lewej), Rysy i Niżne Rysy


Szlakowskaz na Polskim Grzebieniu, w tle Gerlach

Na Małej Wysokiej są fajne tablice z podpisanymi szczytami

W tle Łomnica

Dolina Staroleśna, na I planie Jaworowe Szczyty, Dalej Lodowy, a na końcu Łomnica

Masyw Gerlacha, Wysoka i Rysy po prawej


Lodowy Szczyt



.
Po osiągnięciu najwyższej wysokości na wyjeździe i zrobieniu chyba 50 zdjęć, gdy na szlaku widać coraz więcej turystów, schodzimy w dół w kierunku Polskiego Grzebienia. Dużo turystów ciągnie na Małą Wysoką ze Śląskiego Domu w Dolinie Wielickiej. My kierujemy się w przeciwną stronę, niebieskim szlakiem do Litworowej Doliny. Mijając Zmarzły Staw, postanawiam sprawdzić wiarygodność badań Eugeniusza Romera, które dokonał na początku XX w. Wg niego, temperatura wody w tym stawie nie przekracza 2 st. C. I chyba miał rację, bo na jej powierzchni pływa kra lodowa, a moje dłonie szybko cierpną od jej zimna. Idziemy dalej, szybko tracimy wysokość, gdy kończymy marsz Litworową Doliną wchodzimy do Doliny Białej Wody - największej słowackiej doliny. To tutaj, w okresie zlodowacenia, występował również największy tatrzański lodowiec (ok. 16 km długości). Długo dreptamy dnem doliny, wzdłuż potoku Biała Woda, później Białki. Droga dłuży się niemiłosiernie, jest płasko, powoli czujemy się znużeni. Często wypatrujemy końca. Rozmyślamy nad miejscem noclegu, mamy kilka opcji – kwatery na Palenicy Białczańskiej, schronisko Stara Roztoka lub, bardziej odległe schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. Od zejścia z Polskiego Grzebienia aż do końca Doliny Białej Wody, minęliśmy się z kilkunastoma turystami, przez niemal całe 5,5 h marszu! A przecież to tak blisko granicy! Ale gdy dochodzimy do zwężenia doliny i dostrzegamy po drugiej stronie dzikie tłumy podążające asfaltem z Morskiego Oka, i te nieszczęsne bryczki, odechciewa nam się wędrówki na polską stronę. Tu było tak cicho, tak spokojnie… Siły wracają nam po zamoczeniu stóp w zimnej Białce i w mgnieniu oka znajdujemy się na drodze do Moka. Przedzieramy się przez nawałnice turystów i bryczek, a do góry idziemy niemal sami! A jest dopiero przed 17. Wszyscy schodzą. Wzbudzamy zainteresowanie. W słoneczne wakacyjne dni tą drogą potrafi przejść nawet kilkadziesiąt tysięcy turystów dziennie, a w skali roku tą trasę pokonuje ok. 30% z prawie 3 mln wszystkich turystów, którzy wchodzą na obszar TPNu!!! Skala presji na przyrodę w tej części Tatr jest niewyobrażalna. A przecież jest w czym wybierać, po polskiej stronie jest 275 km znakowanych szlaków, a po słowackiej aż 651. Nie wiem ilu turystów rocznie odwiedza Tatry u naszych południowych sąsiadów, ale można przypuszczać na podstawie dnia wcześniejszego, że jest ich zdecydowanie mniej niż u nas. No cóż, my Polacy kochamy góry, a że mamy ich mało…
W szybkim tempie pokonujemy asfalt i na szczęście szybko skręcamy do Doliny Roztoki w kierunku „Piątki”. Zmęczenie powoli nas dopada, jesteśmy 10 h w marszu ze sporym przewyższeniem i jeszcze czeka nas 2 h. Włączamy autopilota, nogi nas same niosą. Pod Siklawą zatrzymujemy się na chwilę. Ostatni odcinek do schroniska pokonujemy resztkami sił, ale udaje się, po 19 wchodzimy do schroniska. A tam jak w ulu. Trudno się przecisnąć, wejść gdziekolwiek. Prosimy o glebę, na szczęście jeszcze się znajdzie. Po odczekaniu prawie 45 min w kolejce pod prysznic i zjedzeniu „kolacji”, padamy ze zmęczenia i lądujemy na karimatach gdzieś pod ławą w jadalni, a z nami, żeby nie przesadzić, jakieś 50-60 osób. Wielu nie wytrzymuje duchoty i smrodu w jadalni i decyduje się na nocleg na murku przed wejściem do schroniska. Nam już nic nie jest w stanie przeszkodzić, szybko zasypiamy i śpimy twardo.


Widok na Rohatkę

Zmarzły Staw

Otoczenie kotła Zmarzłego Stawu


Dolina Białej Wody

Początek (dla nas koniec) Doliny Białej Wody

Wieczór już w Polsce, w Dolinie Pięciu Stawów



.
W polskich Tatrach jest inaczej

Rano udało nam się szybko zebrać i wyjść z noclegowni cało :) Jest kolejny piękny dzień. Chcemy sprawnie wejść na Zawrat, a później na Świnicę, żeby nie musieć zbytnio czekać w kolejkach na szlaku, które są tatrzańską zmorą. Idziemy niebieskim szlakiem przez Dolinę 5 Stawów Polskich, mijamy kolejno Przedni, Mały, Wielki, Czarny Staw, a gdy szlak odbija nieco w prawo, na grzbiet Dolinki Pod Kołem, mijamy ostatni Zadni Staw Polski. Po prawej góruje Mały Kozi Wierch (2228 m n.p.m.) a po lewej Świnica (2301 m n.p.m.). Mając w pamięci wczorajsze słowackie kolosy, nasze masywy wydają się niepozorne, co jest jednak wrażeniem złudnym. Na Zawracie (2158 m n.p.m.) spotykamy sporą grupkę osób udającą się na Orlą Perć, my jednak odbijamy w przeciwnym kierunku i podążając za czerwoną farbą kierujemy się na Świnicę. Łańcuchy bardzo pomagają we „wspinaczce”, miejscami jest dość ciężko i przerażająco, a adrenalina mocno buzuje we krwi. Z tego miejsca pięknie prezentują się Dolina 5 Stawów i Tatry Wysokie, ale są nieco przytłumione przez mocne promienie słońca. Po niecałej godzinie stajemy na wierzchołku Świnicy, jeszcze jest w miarę pusto, szczyt dzielimy między 6 osób. Wreszcie stanąłem na tym jednym z najsłynniejszych tatrzańskich szczytów!


Poranne podejście na Zawrat

Zawrat

Panorama z Zawratu na południe i południowy-wschód


Tatry Zachodnie ze Świnicy


.
Gdy zaczyna robić się tłoczno, schodzimy ze szczytu. Szybko dochodzimy do Świnickiej Przełęczy, by dalej skręcić na ścieżkę czarnego szlaku do Doliny Gąsienicowej. Jeszcze nie ma zbyt wielu turystów na szlakach, możemy podziwiać piękno doliny, jej skalnego otoczenia i licznych stawów. Wraz ze zbliżaniem się do okolic schroniska Murowaniec, liczba turystów gwałtownie rośnie, a na trasie pomiędzy schroniskiem a Przełęczą Między Kopami, jest już bardzo tłoczno, istne tabuny turystów lgną do Doliny Gąsienicowej. Chcemy szybko wydostać się z zaistniałej sytuacji. Na Przełęczy między Kopami i później, podczas zejścia do Doliny Jaworzynka, serca nas bolą na widok tego co się dzieje i co już stało się na szlaku. Zamiast wąskiej ścieżki mamy rozdeptaną drogę szeroką na kilkanaście metrów, śmieci walające się pod nogami i wrzeszczących turystów odpoczywających na zabezpieczeniach, które miały służyć jako zabezpieczenie przed rozdeptywaniem ścieżki. Głupota ludzka nie zna granic, jest nam smutno na widok tego wszystkiego, żal patrzeć.


Otoczenie Doliny Gąsienicowej

Polskie autostrady w górach...

:(

Niedługo zieleni już tutaj nie będzie :(



.
Ok. 13 meldujemy się w Kuźnicach gdzie kilka minut poświęcamy na wywiad z ankieterem, który zadaje szereg pytań dotyczących naszej trasy i motywacji w podejmowaniu górskich wędrówek w ramach badania ruchu turystycznego. Ma ono być podstawą do rozwiązania problemów przez władze TPNu związanych z turystyką tatrzańską i ochroną przyrody. Mamy nadzieję, że konkretne działania zostaną podjęte jak najszybciej. Tatry tego potrzebują!
Szybka podwózka busem i już siedzimy w autobusie do Krakowa. Jak zwykle pobyt w górach minął jak z bicza trzasnął, a ten skończył się zbyt szybko. Dał jednak pozytywną energię na kilka kolejnych dni i masę przemyśleń dotyczących turystyki po obu stronach Tatr. Odwiedziliśmy dwa, kompletnie różne górskie światy. Nie oceniamy, który był lepszy a który gorszy, bo tak ocenić się nie da. Oby jak najszybciej było nam dane tam wrócić…


Zobacz wystawę zdjęć z Tatr Wysokich
Zobacz trasę z Tatr Wysokich            
                       

8 komentarzy:

  1. Co do autostrad w górach, to podejście na Hoverlę z Zaroślaka to jest dopiero autostrada, 50 jak nic;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chce się uświadczyć w sezonie odrobiny więcej spokoju, to chyba jedyną opcją jest wybranie się w Tatry do naszych sąsiadów, a już szczególnie na mniej popularne trasy :) Idąc w tym roku z Łysej Polany na Małą Wysoką, niemal przez całą Dolinę Białej Wody szliśmy wyłącznie w swoim towarzystwie, więcej turystów pojawiło się dopiero na Polskim Grzebieniu, ale to też nie jakieś ogromne tłumy :) Muszę się też zgodzić, że schodząc tą doliną pod koniec baaardzo się dłuży (choć tereny takie piękne!). Urzekły mnie podwieczorne zdjęcia, zwłaszcza cudownie oświetlony Żółty Szczyt i Pośrednia Grań - coś wspaniałego! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne zdjęcia! Fantastycznie opisane górskie światy. Miło czyta się tak fajne teksty dotyczące Tatr, i tych po naszej i tych po słowackiej stronie. W pełni rozumiemy niechęć do bryczek po polskiej stronie... :(

    Pozdrawiamy serdecznie i do zobaczenia na szlaku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wasze zdjęcia genialnie oddają nastrój, zazdroszczę tych pustek na szlakach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgodzę się, że Tatry polskie i słowackie to dwa zupełnie różne światy. Po stronie słowackiej pustki na ulicach i na szlakach, a po stronie polskiej zakorkowane ulice i szlaki pełne niedzielnych turystów w adidasach. Dlatego nigdy nie wszedłem na Giewont ani nie jechałem kolejką na Kasprowy Wierch, bo przerażało mnie wielogodzinne czekanie zamiast wchodzenia w górę.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozdrowienie od Polaka spotkanego w Zbójnickiej Chacie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehe, pozdrowionka Kuba!!! Jak się Wam dalej wędrowało? Długo byłeś jeszcze na tułaczce? Jakbyś gdzieś skrobnął jakąś relację to koniecznie daj znać;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wystarczyłaby mi jakaś mała chatka i mogę się tam zaszyć.

    OdpowiedzUsuń

*Autorzy bloga zastrzegają sobie prawo do usuwania komentarzy, które w ich opinii uznane zostaną za wulgarne, obraźliwe i niezgodne z prawdą.