poniedziałek, 6 stycznia 2014

Baby znów w Bieszczadach (Babskie Bieszczady część V)

     Jeszcze nie zdążyliśmy poczuć prawdziwej zimy w tym roku. Tkwimy ciągle w pogodowym "nie wiadomo co".  Niedawno, na łamach bloga, wspominałam soczystą, zieloną wiosnę. Dzisiaj pora na ostatnio obiecaną V część Babskich Bieszczad, w trakcie których doświadczyliśmy pięknej, kolorowej jesieni, a Wielka Rawka zieloną sukienkę zamieniła na złotą szatę. Wtedy Bieszczady idealnie odzwierciedlały dane pory roku, odkrywając to, co w nich najpiękniejsze...






.

8 października 2013 – Złoto i płomienie.

     Niepełną frekwencję z czerwca udaje nam się nadrobić. Do naszej babskiej trójki dołącza jeden rodzynek. Na zakończenie dzisiejszej wędrówki jego obecność będzie jak znalazł ;).
     Naszą wędrówkę rozpoczynamy od podejścia na Dział – siedmiokilometrowego grzbietu ciągnącego się od Górnej Solinki do Małej Rawki, okraszonego kilkoma niewielkimi kulminacjami i poprzecinanego polanami z widokiem na sąsiadujące Połoniny: Wetlińską i Caryńską. Jak sama nazwa wskazuje, pasmo to dzieliło niegdyś dwa tereny: jeden należący do rodu magnackiego herbu Szreniawa - Kmitów, dawnych właścicieli około 60 wsi bieszczadzkich i drugi – królewszczyznę Moczarnego. Pierwsze kroki stawiamy po stronie Moczarnego i już na powitanie otrzymujemy rozświetlony długimi promykami słońca las i miliony złotych dukatów na gałęziach buków. Wkraczamy też w rejon występowania niezwykle rzadkiego okazu w Polsce, którego stanowiska znajdują się tylko w Bieszczadach – dzwonka szerokolistnego (Campanula latifolia L.).

Słońce wdziera się do lasu


.
W tej chwili stwierdzenie „złota polska jesień” nabiera pełnego wymiaru. Do określenia wszystkiego co nas otacza przychodzi mi do głowy tylko jeden przymiotnik: „mocne”. Mocne słońce oświetlające mocno kolorowe drzewa i trawy, mocno czerwona jarzębina kontrastująca z mocno niebieskim niebem oraz mocno słodkie borówki, które jeszcze chciały na nas poczekać. Takie właśnie doznania serwuje nam Dział, którym docieramy na Małą Rawkę, mając po lewej ręce trasę graniczną, którą odwiedziłyśmy w czerwcu – wtedy mocno zieloną i soczystą, dzisiaj skąpaną słońcem odbijającym się od żółci i brązów.

Miejscami zieleń nie znika

Ale i tak w Bieszczadach króluje buk

A jarzębina w sam raz pasuje do palety złota i brązów


.
Aby tradycji stało się zadość, nie może być jesiennego wypadu w Bieszczady bez racuchów z dżemem dyniowym. W sam raz pora na drugie śniadanie przed wizytą na Wielkiej Rawce (1307 m n.p.m.), która czeka na nas nieopodal. Ostatnio witała nas świeżo obudzona i odziana w zieloną suknię, dzisiaj ubrana w złotą szatę i ozdobiona czerwonymi koralikami kąpie się w jesiennym słońcu. Wielka dama nie pozwalała gościć na swoich zboczach owiec, czyniąc je mocno stromymi. Właśnie z tego powodu pasmo połoniny na grzbiecie Wielkiej Rawki zaczyna się dosyć wysoko. Na szczęście dla nas jest gościnna i serwuje piękne widoki na cztery strony świata, odsłaniając piękno Bieszczad trzech państw: Polski, Ukrainy i Słowacji.

Aby racuszkowej tradycji stało się zadość!

Większa z Rawek zaprasza - tym razem na złoto

Gigantyczna złotowłosa


Tarnica i Krzemień w oprawie błękitu i złota 


.
W tak piękną pogodę wcale nie chce nam się szybko kończyć dzisiejszej wędrówki. Rozpostarty przed nami grzbiet Połoniny Caryńskiej aż zachęca do odwiedzin. Schodzimy na Małą Rawkę i kierujemy się na północny-wschód w towarzystwie króla bieszczadzkich roślin – buka, który przyjmuje nieskończoną ilość form. Dzięki niemu w lasach Bieszczadów występuje ogromna mnogość gatunkowa w królestwie flory. W przeciwieństwie do większości polskich lasów, w których króluje sosna, lasy bukowe gwarantują podszycie sprzyjające rozwojowi przeróżnych form roślinnych. Nic więc dziwnego, że w Bieszczadach spotkamy wiele unikatowych gatunków roślinnych, nierzadko endemitów.

W miłosnym uścisku
Buk króluje w Bieszczadach


.
Wędrując w kierunku Przełęczy Wyżniańskiej nie można ominąć Bacówki Pod Małą Rawką. Drewniane schronisko stoi tu od 1979 roku i powstało w myśl tworzenia Bacówek PTTK – schronisk turystyki kwalifikowanej, które miały wspierać turystykę wędrowną w odróżnieniu od schronisk okupowanych przez turnusy pracownicze w czasach PRL. W ramach tego projektu zbudowano 11 schronisk w Bieszczadach, Gorcach, Beskidzie Żywieckim, Beskidzie Niskim, Beskidzie Sądeckim i na Pogórzu Ciężkowickim, a ojcem tej idei był Edward Moskała.  Bacówką pod Małą Rawką posiada wyjątkowy, wręcz rodzinny klimat, nic więc dziwnego, że tak wrażliwi na sztukę ludzie jak Jerzy Harasymowicz i Władek Nadopta – Majster Bieda lubili tu przesiadywać. Nasza wizyta w bacówce idealnie zgrywa się porą obiadową. Miejsce to kojarzy mi się z prawdziwą ucztą dla zmysłu smaku. Naleśniki z jagodami i śmietaną, grule z bundzem i piwo z jajem… tak właśnie pachnie mi to miejsce. I tym razem nie udaje nam się oprzeć pokusie i wcinamy wielkie naleśniki nadziane mnóstwem borówek i oblane gęstą śmietaną. Wylizane talerze mówią same za siebie… 

Faza wydrapywania talerza trwała chyba najdłużej


.
W popołudniowym, łagodniejszym słońcu łatwiej dostrzec całą paletę barw. Największy popis daje las, który na wysokości Wierchu Wyżniańskiego ścieli się na wschodzie przed horyzontem zamkniętym przez Tarnicę (1346 m n.p.m.) i Krzemień (1335 m n.p.m.). Podchodząc pod Połoninę Caryńską (zwaną Berehowską) wędrujemy przez fragment lasu, który przypomina nam scenerię baśni – mnóstwo porostów, drobnych krzewów, niskich drzewek, a wszystko z ocalałą jeszcze nutką zieleni. Bliżej grzbietu dopada nas już złoto, zarówno traw, które rozwiane przez wiatr kładą się w różnych kierunkach tworząc cienie na stokach połoniny, jak i ogrzanych słońcem piaskowców. Pochodzenie słowa „Caryński”, które dotyczy nie tylko samej połoniny, ale i otaczającego potoku, wsi oraz innego mniejszego wzgórza, wiąże się prawdopodobnie z miejscem powyżej uprawy roli (z rumuńskiego: car – ziemia, tara – pole).

Kto poda liczbę barw widocznych na tym zdjęciu?

Azyl dla zieleni...

... gdy dookoła szaleństwo brązów i czerwieni

A w piętrze połonin rządzi złoto



.
Stając na grzbiecie odbijamy na główny szczyt (1297 m n.p.m.) i usadowieni na formacji skał osadowych, charakterystycznej dla fliszu karpackiego, podziwiamy panoramę 360o czekając na pożegnanie ze słońcem. Widzimy daleką panoramę na Zachodnią część Bieszczad, Góry Sanocko-Turczańskie, Połoninę Wetlińską, bardziej na północ i północny-wschód oraz wschód: Pasmo Otrytu, Magurę Stuposiańską, Bukowe Berdo, Krzemień, Tarnicę oraz na południowy-wschód i południe: daleki Pikuj, Ostrą Horę, Połoninę Równą, Małą i Wielką Semenową, Wielką i Małą Rawkę oraz Dział.

W takich chwilach chce się zatrzymać czas... W tle Połonina Wetlińska szykuje się do snu.

Wschód z królową Tarnicą jeszcze tętni życiem

A południe zakrywa się mglistą kołderką...

Ostateczne pożegnanie dnia robimy na niższym wierzchołku (1239 m n.p.m.), obserwując jak ognista kula spada za pagóry odsłaniając na chwilę wierzchołki Tatr unoszących się na horyzoncie nad wieczorną mgiełką.

I nagroda na pożegnanie dnia...


A zaraz wejdziemy w ciemny las... (zdjęcie Sqb)
.
.
Cudowna sceneria spadającego słońca naładowała nasze akumulatory do powrotu. Nasz rodzynek miał pod opieką trzy kobiety w czarnym lesie. Na szczęście, nie było mu dane stanąć we szranki z żadnym dzikim zwierzem czającym się pod osłoną nocy. A w nagrodę za sprawne nocne przejście przez las otrzymaliśmy milion brylantów ponad głowami...

Jak to zwykle bywa poza sezonem, zabrakło opcji powrotu z Ustrzyk Górnych do Wetliny. Na szczęście nawet nocą, w środku prawie pustki można liczyć na dobrą wolę wobec bieszczadzkich autostopowiczów. Serdecznie pozdrawiamy dwie miłe panie, które nie bały się zabrać nas po ciemku do Wetliny!


*W tekście wykorzystano informacje przeczytane:
- na stornie www.bieszczady.pl

5 komentarzy:

  1. Ależ przyjemna wyprawa, cała w złocie, czytam i oglądam z zapartym tchem; mam wrażenie, że trasy bieszczadzkie nie sprawiają Wam żadnego wysiłku; pamiętam, jak w jeden dzień pokonywaliśmy obydwie połoniny, no, to musieli mnie juz trochę ciągnąć za ręce; poznałam Majstra Biedę pod Pulpitem w Górnych, piliśmy herbatkę z prądem, i mam niejasne przeświadczenie, że w starym schronisku, przed kominkiem, grał na gitarze i śpiewał przystojny młodzian z uroczymi wąsami, Wojtek Bellon, ale głowy za to nie dam; schronisko spłonęło, na tym miejscu stoi teraz paskudny hotel; ostatni raz spotkaliśmy M. Biedę na jednym z koncertów, na Bieszczadzkich Aniołach, w następnym roku zmarł; starożytne to czasy, Basiulo, ale jeszcze czasami nas pogna w góry; pozdrawiam serdecznie Niezłomnych Wędrowców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozminęłyśmy się, podziwiałam zachód słońca z Caryńskiej 6.10. i też była tak cudna pogoda. Biesy są moim zdaniem najpiękniejsze właśnie jesienią.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Bieszczady niesamowicie różnią się od Tatr. Tu jest jakaś cisza, spokój niczym nie zmącony. Aż dziw, że takie miejsca istnieją. Połoniny to najpiękniejsze co może być w Tatrach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjne zdjęcia. Gratuluje wyprawy i sił na wędrowanie. Polecam wynająć domek i posiedzieć kilka dni nad Jeziorem Solińskim. Warto tez zapoznać się z historią tego miejsca – dodatkowo poczuje się lepszy klimat :) LEGENDA

    OdpowiedzUsuń

*Autorzy bloga zastrzegają sobie prawo do usuwania komentarzy, które w ich opinii uznane zostaną za wulgarne, obraźliwe i niezgodne z prawdą.